sobota, 5 września 2015

Wstępniak. Przydługi nieco ;)

Mówi się, że zanim założy się rodzinę, powinno się najpierw zaopiekować roślinką przez rok. Jeżeli przeżyje, to można zaadoptować jakiegoś zwierza. Jeżeli i ta forma życia przetrwa naszą opiekę [i towarzystwo], to znak, że istnieje szansa, iż i jakiś potomek da radę pod naszymi skrzydłami.

Cóż, ja zaczęłam od końca.
W sumie to chyba zawsze wszystko robiłam na odwrót. Czytałam, pisałam i liczyłam biegle idąc do pierwszej klasy, kupiłam stanik zanim mi biust wyskoczył [chociaż na tenże to czekam do dziś], dla koleżanek byłam chodzącą encyklopedią seksu na długo przed swoją pierwszą randką, a co dopiero mówić o praktycznym testowaniu pochłanianej i przekazywanej dalej wiedzy [Funny Hill przeczytałam też oczywiście na długo przed pierwszym Harlequinem ;)], a kiedy postanowiłam coś upiec na wigilię w podstawówce, to [będzie niespodzianka? ;)], zamiast ciastek czy innego sernika na zimno, ja machnęłam sernik wiedeński z musem malinowym.

Tak więc i w kwestii różnorakich żyjątek zaczęłam od końca, i spójrzmy na tę listę:

3. Dzieci, sztuk dwie nawet, odchowałam do wieku lat nastu, żyją, mają się nawet znośnie, a pomówienia o to, że wyglądają na jakieś takieś zagłodzone skwituję tylko stwierdzeniem, że taka ich uroda, zresztą żerują na lodówce od paru lat już w znacznej mierze samodzielnie

2. Futra mniejsze i większe - kilka na koncie, żadne z głodu nie padło, ani z zaniedbań, wręcz przeciwnie, moja poprzednia kotka, w swoich ostatnich dwóch latach, była hitem każdej kliniki wet, kiedy tam trafiałyśmy, ze względu na wiek i stan zdrowia ogólnego. Czasami co prawda zapomnę kupić wężowi myszki, ale ponoć i tak go przekarmiłam, więc taka parodniowa dieta tylko mu służy ;) . Ogólnie, co do zwierząt, to myślę że  "daję radę"

1. Rośliny.
I tu mnie macie.




Z dwojga rodziców, których życie krążyło, odkąd pamiętam, wokół tej części flory, narodziłam się ja.
Moja Materka do roślin wszelakich rękę ma magiczną, nawet przypadkowo złapany kijek na podpórkę dla rośliny, puszcza w jej ogrodzie korzenie, liście i tętni życiem. Choinki z pociętymi korzeniami tworzą już niezły lasek za płotem, a przypadkowi ludzie z okolicy potrafią jej podrzucać smętne, niemal martwe doniczki, do odkurowania. Dom i ogród był w pewnym momencie taką dżunglą, że nie dawało rady przezeń przechodzić spokojnie.
Ojciec mój stolarz. I może praca jego nie dotyczyła roślin żywych, ale pasja i ręka sprawiła, że w truchła drzew wstępowało nowe, drugie życie, by cieszyć swą urodą i dobrą energią wszystkich dookoła.
I ja. Dziecię niemal wychowane w stertach trocin, na pierwszego walkmana zarabiające na pieleniu matczynych rabat czy pracy na działkach u dziadków zbieraniem owoców. Wychowana w domu, w którym nie było widać ścian zza zieleni, dwa razy w tygodniu biegająca z baniakami odstanej wody, by pomóc Materce zaopatrzyć jej roślinność w życiodajny płyn, o ile pamiętam, łącznie około trzydziestu litrów szło na każdą taką "sesję". Ta właśnie ja potrafi nawet plastikowego kwiatka ukatrupić. Zasuszałam kaktusy, gniły mi rośliny wodne, raz puściłam z dymem [przypadkiem! slowo!] kwiatki papierowe. Pa-pie-ro-we. Dobrze czytacie. Nawet sztuczne kwiaty się mnie nie trzymają.


I chociaż marzę, naprawdę bym chciała i próbuję, w samym roku 2015 ukatrupiłam parę doniczek ziół, dwie paprotki domowe, kilka sukulentów, aloesa [chociaż tu mi dzielnie kot pomagał], jaśminowca, którego kupiłam, by dekorował wejście do domu, jodłę po świętach, zestaw wyrośniętych paproci i innych "odpornych", otrzymanych od Materki roślin, które miały uratować mój miejski, podupadły ogródek... Nawet maliny, które ostały się po poprzednich lokatorach,  które, wprowadzając się, po prostu ciachnęłam jakkolwiek bez wiary, i owocowały pięknie i obficie później, jakoś podupadły na zdrowiu i urodzie po tym, jak w tym roku postanowiłam się nimi "świadomie" zająć... Do zabicia trawnika się nie przyznam, w końcu w tym roku były skrajne upały ;)

Aaaa! A po co ten elaborat powyżej?
Byście wiedzieli z jak trudnym przypadkiem macie do czynienia. Bo ja się nie poddam.
CHCĘ MiEĆ ROŚLiNKĘ!!! 
I ten blog będzie tego świadkiem przez najbliższy rok. Jeżeli macie swoje rady i metody, będę za nie wdzięczna, a jeżeli nie, to chociaż trzymajcie kciuki, by ofiar tej drogi do marzenia było jak najmniej ;)


Zdjęcia z pinteresta